czwartek, 27 grudnia 2012

Give love a chance...



Give love a chance... 

Pilot:
   Joe Jonas- niegrzeczny student, poznaje Demi Lovato która w przeciwieństwie do Joego jest grzeczna i miła. Joe mieszka w akademiku a Demi na jednym z przedmieść Nowego Jorku. Aby nie było zdziwienia w ich zachowaniu to tłumaczę iż są w soie naprawdę bardzo zakochani.

Występują:

9.Grudnia 2012r.
Stałam na środku pustego parkingu szkolnego czekając na samochód mojego chłopaka. Nie należę do osób które narzekają, lecz trzy godziny to już przesada, i nie da się pominąć faktu iż jest minus piętnaście stopni celcjusza! Śnieg sypie coraz mocniej, a niebo coraz bardziej zaczęło się ściemniać. Westchnęłam głośno co spowodowało że przede mną pojawiła się biała chmurka. Obłoczek któremu poświęciłam cała moją uwagę szybko się rozpłynął. Ścisnęłam mocniej płaszczyk i zaczęłam kierować się w stronę domu. Mógłby przynajmniej zadzwonić. Nagle zza rogu pojawiło się czerwone porsche, jechało dość szybko. skręcił w stronę parkingu powodując że opony zapiszczały wydając z siebie niezbyt przyjemny dźwięk. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do pojazdu uśmiechnięty chłopak nie odzywając się wyjechał z parkingu co spowodowalo kolejny pisk opon. Zapięłam pasy, co w wypadku Joe'go za kierownicą było bardzo rozsądnym wyborem, jeśli jesteś wierzącym nie zaszkodzi także modlitwa. Oparłam głowę na szybie, gdyby nie fakt iż byłam bliska zamarznięcia,(lub przynajmniej tak się czułam) to poszłabym do domu na piechotę. Sam zaproponował to że po mnie przyjedzie, tylko dlaczego musiałam czekać na niego trzy godziny? Nawet nie przeprosił. Nie wytłumaczył. 
***
-Dlaczego nic nie mówisz? -zapytał kiedy staliśmy w korku. Prychnęłam pod nosem ignorując jego pytanie, on tylko powiedział coś do siebie pod nosem, tak cicho że nie zrozumaiałm co, ale domyślam się że nie było to żadne ładne słowo.  
 -Możesz jechać wolniej?! -zapytałam, a bardziej stwierdziłam kiedy już wyjechaliśmy z zakorkowanego miasta. A Joe'mu noga nie schodziła z gazu, rozumiem że lubi szybo jeździć ale ja nie mam ochoty zginąć.
-Wiedziałem że się nie możesz dłużej gniewać. -powiedział najwidoczniej dumny z tego że w końcu się do niego odezwałam.
-Dlaczego stanęliśmy? -zapytałam widząc że zatrzymaliśmy się nie przy moim domu. 
-Bo wysiadamy. -odpowiedział 
-Ale ja tu nie mieszkam. 
-Tak, ale tu mieszka Greg, a Greg ma dzisiaj urodziny, i "kameralną" imprezkę. -powiedział wyciągając z bagażnika jakiś prezent i jakąś reklamówkę. -Ubierz to! - rzucił reklamówke w moją stronę, a w niej była krótka czarna sukienka.
-Haha, dobry żart! -powiedziałam i wiedząc że prośby na to aby zawiózł mnie do domu nie pomogą skierowałam się w stronę domu z którego dobiegała głośna muzyka. Weszłam do pomieszczenia, a zaraz za mna Joe, skrzywiłam się czując zapach papierosów, alkoholu i innych substancji z którymi nie chcę mieć nic wspólnego.
-Heeeeeeeeejo foczki! -krzyknął Greg podchodząc i witając się z Joe a następnie klepiąc mnie w dupę, miałam ochotę przywalić mu w twarz lecz bardziej się go boję niż lubię, właściwie to ja go wcale nie lubię. W ogóle nie lubię przyjaciół Joego. -Stary, czuj się jak u siebie, tu masz klucze od pokoju, no wiesz... -powiedział podając mojemu chlopakowi kluczyki a ten tylko się uśmiechnął i wszedł wgłąb tlumu. Ehh... nienawidzę tego. Jestem tu tylko dlatego że Joe mnie tu zabrał. Sto razy bardziej wolałabym usiąść sobie na kanapie włączyć telewizor i popijać to wszystko gorącą czekoladą.
-Demi łap! -krzyknął Joe rzucając w moją stronę piwo. Złapałam puszkę i wyszłam razem z nią na taras. Westchnęłam ciężko i otworzyłam trunek. Szczerze? To nie mam ochty tego pić, sama nie wiem dlaczego to teraz piję, to jest takie niedobre. *** Chwilę później podszedł Joe, nie wiem jak on to zrobił, ale był już dobrze pijany. Objął mnie od tyłu i zaczął całować.
-Mam klucze do pokoju. -szepnął na ucho delikatnie się chwiejąc, nie wiem czy dlatego że chciał zrobić atmosferę czy po prostu nie mógł ustać.
-Nie Joe! -krzyknęłam, odłożyłam chyba 5 puszkę piwa, swoją drogą to skąd one się wzięły obok mnie? No ale nieważne. -Chcę do domu. -powiedziałam i weszłam do budynku szukając mojego płaszcza, założyłam go na siebie i wyszłam.
-Demi, czekaj! -krzyknął -odwiozę cię.
-Jesteś pijany.
-To wsiadasz czy nie? -zapytał
-Nie-odpowiedziałam, wyciągnęłam plecak z samochodu i chwiejnym krokiem skierowałam się w stronę mojego domu.
[Joe]
-Hej! Joe! Stary, co tak stoisz? -zapytał Greg podchodząc pode mnie i dając mi piwo do ręki. -A gdzie twoja suczka? -zapytał opierając się o mnie,
-Co ty kurwa powiedziałeś?! -krzyknąłem popychając go do tyłu, był moim przyjacielem, nie reagowałem jak ją obrażał, ale teraz przesadzil.
-Stary spokojnie. Nie wiem co ona z tobą zrobiła, spójz na siebie. Za niedługo co? Założysz akcję charytatywną? -zapytał kpiąc ze mnie, 
-Wiesz co? Grzeczny Joe nie wsiadł by do samochodu, a ja to zrobię. -powiedziałem wsiadając do auta, a zaraz za mną Greg. Włożyłem kluczyki do stacyjki i już chciałem zapalić samochód, lecz Greg przytrzymał mi rękę.
-Chwila, Chwila. Tak na sucho...-powiedział podając mi skręta. Odpaliłem samochód i zacząłem jechać w kierunku przedmieścia, w takich uliczkach są największe szanse że nie złapie cię policja, oraz jeździ tu malo samochodów, możesz jechac tak szybko jak tylko możesz, i to jest w tym wszystkim najlepsze. Tak naprawdę to dawno aż tak szybko nie jechałem, cały czas Demi kazała mi zwalniać. Jedyne co mi przeszkadzało to mroczki pojawiające się przed oczami. 
-Dajesz gaz stary! -krzyknął Greg łapiąc mnie za rękę, kierownica skręciła w prawo, Usłyszałem trzask, poczułem uderzenie, całe moje ciało przeszył ból, oddychanie stało się bardzo ciężkie, czułem się jakby coś związało mi płuca uniemożliwiając mi tym wdychanie powietrza. Usłyszałem sygnał który niesamowicie odbijał się w mojej głowie, zaczął się mieszać z myślałmi, nie mogłem tego wytrzymać. 

 20. Stycznia 2013r.
 Otworzyłem oczy, nademną stało dwóch lekarzy, a wokół były różne aparatury.
-Masz wielkie szczęście, właściwie to cud, twój samochód obrócił się dwa razy, musieiście strasznie szybko jechać. Czeka cię długa rozmowa z policją. Rodzina też nie jest zadowolona, chociaż bardzo rzadko tu przychodzą, byłeś w śpiączce dwa miesiące. -powiedział uprzedzając moje pytanie, w głowie mam kąpletna pustkę, nie pamiętam nic. Z ostatniej nocy. Nie wiem co się stało. Nie wiem z kim jechałem. Zamknąłem oczy, a wydarzenia same zaczęły wracać do mojej glowy.
-Mam klucze do pokoju -powiedziałem przytulając ją od tyłu.
-Nie Joe! -krzyknęła odkładając puszkę piwa, -Chcę do domu. -powiedziala i poszła ubrać płaszcz a następnie wyszła.
-Czekaj! -krzyknąłem ona się obróciła a ja chwiejnym krokiem zacząłem zbliżać się w jej stronę. -Odwiozę cię...-powiedziałem machając jej kluczykami przed nosem, dalej pamiętam tylko uderzenie samochodu oraz ten okropny ból, ale jeśli Demi była wtedy ze mną to gdzie ona teraz jest?  Odpiąłem wszystkie kabelki od mojego ciała, oparłem się o łóżko i powoli wstałem, wyszeddłem na korytarz szukając lekarza. Przytrzymałem ręką serce które strasznie zaczęło mnie kłóć.
-Panie Jonasie! Proszę wracać do sali, już panu pomogę.-powiedziala jakaś pielęgniarka i zaprowadziła mnie sopwrotem na łóżko. Szczerze to nie wiem czy doszedlbym bez jej pomocy. Podpięła te wszystkie urządzenia od kórych czułem się jak robot.
-A dzie jest osoba która ze mną jechała? -zapytałem, kobieta dziwnie się na mnie popatrzyła,
-Nie wiem, nie mieliśmy dwóch pacjentów z tego wypadku, pójde po lekarza, on morze coś wiedzieć, i musi pana zbadać, bo taki wysiłek nie jest dobrą rzeczą po dwumiesięcznej śpiączce. -powiedziała i wyszła z sali, po chwili przyszedł lekarz.
-Widzę że już są z tobą problemy, nigdy nie lubiłem takich typów. -powiedział przykręcając kroplówkę,
-Co się stało z osobą z którę jechałem?-zapytałem ignorując jego wcześniejszą wypowiedź, on tylko się na mnie popatrzył i westchnął.
-Pasażer zginął na miejscu, nie było szans na przeżycie. Przykro mi. -powiedział i wyszedł.

1 Lutego 2013r.
Dwa tygodnie temu wyszedlem ze szpitala, jeśli chodzi o prawo, to jakaś osoba widziała jak Greg dawał mi skręta i sąd stwierdził że większym sprawcą wypadku był Greg i nie robiłe  tego świadomie. Jeśli chodzi o psychikę, to czuję się okropnie, zabiłem najlepszego przyjaciela, ale dzień w którym dowiedziałem się że to Greg był wtedy w tym samochodzie a nie Demi poczułem ulgę. To dziwne, bo straciłem najlepszego kumpla. Moja mina musiała być nie do opisania, kiedy zobaczyłem Demi jak przyszła mnie odwiedzić.

[Demi]
 Weszłam do akademiku gdzie miał czekać Joe. Oczywiście jak zawsze rzucił mi się w oczy ten syf. Wszędzie puste puszki po piwie, pety z papierosów, oraz dym który unosi się tu już chyba rok. Oni tu wcale nie wietrzą. O naczyniach to już nie wspomnę. 
-Ojć, Demi. -powiedział Joe widząc jak wchodzę do salonu. Siedział na kanapie obok niego jacyś kolesie i wszyscy równo jak on to mówi "najebani"-Zapomniałem że się dzisiaj spotykamy.-powiedział śmiejąc się pod nosem.
-Wiesz co? Wal się! -krzyknęłam wybiegając z pomieszczenia. On oczywiście wybiegł za mną.
-Co ty powiedziałaś?! -krzyknął zły tak aby jego koledzy usłyszeli. Następnie podpierając się ściany w korytarzu podszedł pode mnie. -Naprawdę co miałaś na mysli?-zapytał
-To że mam cię dość. Mam dość twojego zachowania! Mam dość towarzystwa w którym się obracasz! Mam dośc tego że palisz, Mam dośc tego że pijesz! Nienawidzę jak przeklinasz i jak przedmiotowo traktujesz ludzi! Całe życie yłes Bad Boyem, a ja cały czas ich nie tolerowałam. Jestem wolna mam wybór, i nie wiem dlaczego wybrałam ciebie! Ty masz to najwidoczniej w dupie. A jeśli jestem tylko twoją dziewczyną do łóżka to znajdź sobie kogoś innego, bo jak dziwkę nikt mnie nie będzie traktował. -powiedziałam wybieając z budynku. 

[Joe]
14 lutego2013r.
 Dawno nie spędziłem walentynek samotnie. Nigdy też nie dalem Demi prezentu, ani nie powiedziałem jak bardzo ją kocham. To ona wyciągała mnie na spacery i zawsze pokazywała jaki ten świat może być piękny. Cieszyła się z każdej rzeczy napotkanej w parku. Próbowała mnie zmienić. A ja byłem jednym i tym samym chamem. Może nie jest jeszcze za późno? Nacisnąłem dzwonek do drzwi, po chwili mogłem usłyszeć charakterystyczny dźwięk nadeptywanych schodów. Wszędzie rozpoznam te kroki.
-Demi słyszałem cię. -powiedziałem, gdzy zorientowalem się że dziewczyna nie ma zamiaru mi otworzyć. 
-Czego chcesz? -zapytała otwierając drzwi, była inna. Zawsze związane włosy były rozczochrane, kraciasta związana w pasie koszula lub sweterak zamnienione na luźną koszulkę z nadrukiem a kremowe rurki zostaly zamienione na czarne leginsy. 
-Porozmawiać. Proszę. -powiedziałem wręczając jej różę.
 -Kiedy w szpitalu powiedzieli mi że osoba z którą jechałem nie żyje,miałem ochotę sam się zabić. Wiem że to jest okropne bo prawdą jest to że to moja wina i to ja zabiłem człowieka, Nie pamietałem wczystkiego sprzed wypadku, ale pamiętam to ze chciałem cię odwieźć. Byłem pewny że to ty ze mną wtedy jechałaś. Nie należę do tych co mówią o tym co czują. I ciężko opisac to co wtedy czułem. Myślałem że zabiłem jedyną osobę na której mi zależy. Chciałem płakać, ale nie dałem rady, po prostu to było za ciężkie. Zachowywałem sie jak dzieciak. Nie mogę ci obiecać że nagle przestanę być tym kim byłem, bo tego nie potrafię. Nie mogę ci obiecać że nie zobaczysz mnie już z papierosem, ale mogę ci obiecać że będę się starał aby ten papieros pojawiał się w mojej dłoni coraz rzadziej. -powiedziałem patrząc na nią i czekając na odpowiedź,
-Wiesz co? Kocham cię ale nigdy więcej nie gadaj jak baba. Bo naprawdę uwierzę w twoją zmianę.

______________
Podoba mi się, podoba mi się początek.
Zjechałam, zjechałam koniec.
To mój pierwszy jednopart więc proszę o wyrozumiałość.
To jest okropne, przepraszm jeśli to czytałas,
ale w końcu napisze cos fajnego.
Zryłam to opowiadanie bo mi się nie chcialo pisać końcówki.
Joe wyszedl bardziej na lalusia, a Demi ... na nie powiem kogo...
Słów jest tylko 1 766 więc długo was nie pomęczyłam. 
Adoptowałem pieska o imieniu Reksia.


Dodatki na bloga
Dodatki na bloga